Siedzę w pracy, przed komputerem i dodatkowo słucham radia, oczywiście oddając główną część swojej uwagi kontrolowaniu procesu technologicznego, za co mi płacą na pierwszego. Przygotowania świąteczne są już na ostatniej prostej. Jeszcze tylko te pięć sznurów lampek do sprawdzenia i zawieszenia na choince, w ogrodzie i wszystko będzie mniej więcej ok.

Chłopcy kłócący się na antenie, w programie ekonomicznym, zachwycają się tym, że w gospodarce spadło mniej niż mogło spaść, by za chwilę zastanawiać się nad tym, skąd Ministerstwo Kultury weźmie kasę na odkupienie od Muzeum Czartoryskich, najsławniejszego portretu nijakiej Cecylii Galeranii, kochanki Ludovico Sforzy?

Tak jak w pierwszym przypadku rozumiem, że należy się cieszyć z tego, iż coś drgnęło w męskich kalesonach, czyli w produkcji budowlanej i montażowej, to już drugi temat jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Jakoś nikt nie jest mi w stanie wytłumaczyć po co kupować coś, co i tak jest własnością państwa, bo przecież krakowskie muzeum nie jest przecież bytem samodzielnym.
Ponadto uważam, że działania ministra kultury wspierają rozwiązłość i zdrady małżeńskie i nikt mnie tu nie przekona, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Czekam na odzew konsylium biskupów polskich, którzy już i tak zbyt długo milczą w kwestii płacenia setek milionów złotych za podobiznę jakiejś rozwiązłej niewiasty, w dodatku namalowaną przez artystę dość znanego, ale przecież geja. Czy nie nazbyt wiele wątpliwości miesza nam ten obraz piękna, a właściwie ułudy i pospolitego wręcz owczego pędu?

Prawdę powiedziawszy oczekuję wypowiedzi Ojca Narodu, który w sposób jasny i bez ogródek potępi te wszystkie pięknoduchowskie miraże i wskaże nam jak miłować i czym zachwycać się mamy?
Cieszę się, że Leonardo nie musi składać niewystarczającej samokrytyki przed na przykład marszałkiem Brudzińskim, czy kimkolwiek z tej podniosłej, nie tylko duchowo ekipy. Smuci mnie za to fakt, że kasa wydana na obraz nie trafi przecież do muzealników, ani też do szkół artystycznych, których budżety mają udźwignąć ten zakup.
Są i dobre wieści tego dnia, a mianowicie banki chcą odzyskać nasze zaufanie i liczą na przywiązanie klientów, swego rodzaju nową pańszczyzną, tym razem emocjonalną. Zaczęła się rozmowa, a więc będzie o marce, o zaufaniu i przywiązaniu do polskich wartości, oraz cały ten chłam o wspieraniu lepszego, bo naszego. Ja się już na to nie łapię, ale nie każdy (jak ja), znów nie wygrał w LOTTO i wiem, że ludziska do kasy piszczą. Ostrzegam jednak każdego z osobna, że banki mają nas za barany gotowe do ostrzyżenia i to przy samej skórze.
A swoją dróżką, to okazało się, że podobizna Cecylki wciąż rozpala emocje, nawet tak owałaszonych rządzących jak ci dzisiejsi. Postanowili oni w związku z tym, że kupimy (sami od siebie) wybitne dzieło malarskie, nawet jeśli jego twórca nie jest z odpowiedniej bajki i ogłosimy następny sukces narodowy. Kurcze, co będzie następne? Jeśli miałoby być po linii i na bazie, to spodziewam się zakusów na „Bitwę Pod Grunwaldem”, „bo też jak świat światem, Niemiec nie będzie Polakowi bratem”!

Proszę oświećcie mnie pod tekstem, co ma na myśli nasza ukochana władza rozpętując ten zakupowy bezsens?  Czy to nie jest taki współczesny MIŚ na miarę naszych oczekiwań i możliwości?
Radio właśnie podało, że zaraz wystąpi Wódz, ale on przecież nie rozwieje moich wątpliwości, ani nie odpowie na żadne z pytań. On będzie udeptywał gówno na którym stoi i przekonywał nas, że to skała, wręcz opoka. To nie dla mnie! Gospodarka „jebła” i potrzeba nam nowych miraży, tym razem kulturalnych, bo te z laptopa byłego bankowca, a obecnego wicepremiera, tylko dobrze wyglądają, a to za mało.

Wesołych świąt narodzie mój czasami ukochany i niech Wam się śnią galerianki sprzed przeszło 500 lat, a uważajcie żeby Was fretka nie pogryzła, bo szczepienia na wściekliznę wykombinuje jeden Francuz dopiero za 400 lat i to z okładem. Głupio byłoby się wściec przez nieodpowiedni sen, lepiej już w realu, co zapewnia nam opiekuńcze państwo PiS.

P.S. Życzę Wszystkim ciszy w eterze, bo czasem trzeba posłuchać własnych myśli, mimo że mogą wydawać się nam takie trywialne, zwykłe i nagminne. Myślmy sami! Pa!

___Mirosław Kałuża