19 października 2018

Świadek społeczności

Piotr Szczęsny dokonał czynu przerażającego i przejmującego. Napisał, że to z miłości wolności. W kulturze chrześcijańskiej taka ofiara zasługuje na miano świadectwa. Staje się taki człowiek świadkiem społeczności, świadkiem społeczeństwa. Piotr Szczęsny nigdy wprost nie chciał, aby ten akt, którego dokonał, stał się aktem religijnym. Innymi słowy, nie można z niego robić świętego. Piotr Szczęsny jest jednak człowiekiem wiary w społeczeństwo. Tym samym staje się człowiekiem wiary w Kościół, bo takie jest znaczenie pierwotne słowa – to jest społeczność. Stał się Piotr Szczęsny świadkiem społeczeństwa.

 

Co to świadectwo?

Czym jest świadectwo, kim jest świadek? Trzeba się nad tym zastanawiać także w kontekstach religijnych. Ale czym jest świadectwo w społeczeństwie? Filologiczna analiza słów hebrajskich i greckich. Hebr. ed i i gre. martyreo. wskazuje na złożoność tych znaczeń.

Być świadkiem, to świadczyć, tzn. składać świadectwo. Świadek w literaturze przedmiotu, to ten co zdaje relacje z wydarzenia. Świadek wiąże się z powtórzeniem, czasami to powtórzenie głównie wyznania, ale także świadectwo słowa. Dlatego bycie świadkiem to w Starym Testamencie także dawanie świadectwa w Testamencie. Napisane przez Piotra Szczęsnego przesłanie, Testament Szarego Człowieka to jest niezwykle ważne świadectwo. Wyważone i niezwykle trzeźwe świadectwo słowa człowieka, któremu nieobce były sprawy społeczne, który przejmował się tym, co się dzieje naokoło, który nie był idiotą, czyli etymologicznie rzecz ujmując takim człowiekiem zainteresowanym wyłącznie prywatnymi sprawami. Styl tego świadectwa nosi znamiona racjonalnej i wyważonej osobowości. Tylko cynizm może zlekceważyć to świadectwo. Świadectwo w Nowym Testamencie to także męczeństwo. Greckie martyreō oznacza „potwierdzić”, „zaświadczyć”. Z tego samego rdzenia greckiego słowa pochodzi „martys”, czyli świadek, ten, który jest w stanie zaświadczyć w doświadczeniu z pierwszej ręki. I w tym kontekście w Nowym Testamencie często występuje wyrażenie bycia świadkiem Jezusa. To jest ten sam rdzeń słowa, co w martyrologii. Nie wszyscy, którzy będą dzisiaj Szarego Człowieka wspominać to ludzie wierzący religijnie. Jednak wszyscy, także ateiści i niekatolicy, jeśli pragną wspominać jego samoofiarowanie, czują się częścią jego społeczności. Świadek z greckiego w wielu językach w historii zaczął oznaczać tego, który potrafi zaświadczyć całym sobą, swoim życiem, pójść w świadectwie daleko, aż ku własnej śmierci, to znaczy w męczeństwo.

 

Świadek miłości

Piotr Szczęsny miałby dziś 55 lat. Chemik, naukowiec. Z czasem stał się człowiekiem aktywnym poza światem akademickim. Warto zaznaczyć, że był członkiem stowarzyszenia MENSA, zrzeszającym tych najbardziej inteligentnych członków ludzkości. Wiele publikował.

No i się spalił. To wymaga niezwykłej determinacji. Nikogo nie można namawiać do takich czynów, ale nikogo nie można też tej ofiary lekceważyć. To straszliwa śmierć, śmierć w ogniu i duchocie. Śmierć męczeńska.

Ten ogień Piotra Szczęsnego jest już coraz zimniejszy, a ciągle pali.

Czym jest świadectwo, w tym wypadku świadectwo umiłowania wolności, albo świadectwo miłosierdzia? Czym jest miłosierdzie, kiedy myślimy o szpitalach, o chorych, o kontakcie z kałem, moczem, ranami, krwią chorych i umierających. Pytanie o świadectwo miłosierdzia może stawać wyraziście wiele razy. Katolicki Ksiądz, redaktor Boniecki mówił żegnając Piotra Szczęsnego na cmentarzu w Krakowie, że to nie był czyn z nienawiści, że to był czyn z miłości. W pełni rozumiemy takie spojrzenie.

Bycie świadkiem miłości wolności nie jest wcale pachnące i łatwe. Życie często śmierdzi, rany krwawią, a ludzie potrzebują kaczki i basenu. Spalone ciało też śmierdzi. Szary Człowiek nigdzie w swoim testamencie nie napisał, że wierzy w Boga. Żegnał go jednak ksiądz Boniecki, jeden w niewielu odważnych księży katolickich w Polsce.

A mówi nam – wierzącym i niewierzącym — Jezus, że musimy wziąć jego krzyż i z nim go nieść. To nie jest łatwe. Naprawdę Jezu tego ode mnie chcesz? Mam porzucić swoje wygodne mieszkanie i pójść z tym krzyżem przez miasto? Przecież się spocę, może poranię…

Naśladowanie Chrystusa nie jest łatwe. To nie jest tania łaska. Ta łaska nie zawsze pachnie.

To naśladowanie nie było pachnące i łatwe dla Dietricha Bonhoeffera, pastora i męczennika, którzy umierał w maju 1945 r., powieszony z rozkazu Hitlera za spisek na jego życie. Który wcześniej zrywał z własnym kościołem, kościołem tylko z nazwy, bo ten kościół nie był Kościołem świadkiem Jezusa w społeczeństwie. Bycie świadkiem Jezusa w Trzeciej Rzeszy nie oznacza współpracy z trzecią Rzeszą. Bycie świadkiem Jezusa nie jest łatwe. O tym także pisał Dietrich Bonhoeffer: o drogiej łasce, nietaniej łasce. Dlatego to właśnie Bonhoeffer stał się natchnieniem polskich opozycjonistów w czasach PRL/. Musimy świadczyć, czyli nie wystarczy, że powiemy, że jesteśmy z Chrystusa. że jesteśmy chrześcijanami, że jesteśmy ochrzczeni? Trzeba coś zrobić? Trzeba wyjść z domu gdzieś pójść? Trzeba gdzieś coś pokazać? Trzeba pójść za Jezusem, za Mojżeszem, za Dawidem, wyjść i dać się zbawić?

 

Krzaki gorejące

A może trzeba się spalić jak Jan Palach czy Piotr Szczęsny? Może spiskować przeciwko Hitlerowi jak Dietrich Bonhoeffer? Trudno jest być świadkiem Jezusa w społeczeństwie. Chrystus na pewno by tego nie chciał, to nie jest takie przesłanie, jednak bardzo przejmująco brzmi upamiętnienie Jana Palach przez Jacka Kaczmarskiego:

Pamięci Jana Palacha

Te pochodnie w pochodzie niesione przez mgły
Wyjaśniają nam tylko to, że my – to my.

Te pochodnie prowadzą nas przez mrok, przez mrok
I nie dają się wyrwać z odrętwiałych rąk.

Te pochodnie po prostu każą iść tym z nas,
Którzy nie chcą pozwolić, żeby ogień zgasł.

Bo mamy je nie z pakuł, ani słomy, ani z drzew,
Nie smoła wrząca kapie z nich, lecz krew, lecz krew.

W tych pochodniach nie pancerz błyska ani miecz,
Z tych pochodni cień pada na twarz i na rzecz.

Te pochodnie są po to, żeby przetrwać ćmę
I zobaczyć jak płoną we dnie, we dnie.

Być może zobaczymy wówczas, w blasku słońc,
Że nie pochodnia w dłoni płonie, ale dłoń.

I strącimy ze wstrętem rąk zwęglony pył
Na cztery strony świata, bez sił, bez sił.

Wypaleni w pochodzie, nie wiedząc, kto – my
Westchniemy do pochodni, do mroku, do mgły.

Jacek Kaczmarski / 12.1.1989

Jezus nigdy nie był dramatyczny bardziej niż wtedy na krzyżu, kiedy wołał słowami psalmu: Boże mój, czemu mnie opuściłeś. Poza tym niewiele było w nim dramatyzmu. Jan Palach był z rodziny protestanckiej, był członkiem protestanckiego Kościoła Braci Czeskich. Nigdy Kościół ten nie nakazywał takich czynów i Kościół nie miał z tym nic wspólnego. Jednak Jan Palach był też wyznawcą społeczności, obywatelem. Czesi pośmiertnie odznaczyli go orderem Masaryka. Jego imieniem została także nazwana asteroida, którą odkryto na niebie w sierpniu 1969 r. W Litomyślu można obejrzeć wspaniałą rzeźbę Obrama Zoubeka przedstawiającą ów płonący krzak – Jana Palacha. W Czechach zresztą ten rodzaj świadectwa, męczeństwa, ma długie tradycje, bo przecież Jan Hus spłonął na stosie. Jezus tylko w jednym momencie był tak samo dramatyczny jak Jan Palach i Piotr Szczęsny. Kiedy cytuje na krzyżu przed śmiercią Psalm 22.

 

Przewodnikowi chóru. Na nutę: „Łania w czasie zorzy porannej…” Psalm Dawidowy.

22:2 Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił…? Czemuś tak daleki od wybawienia mego, od słów krzyku mojego?

22:3 Boże mój! Wołam co dnia, a nie odpowiadasz, I w nocy, a nie mam spokoju.

22:4 A przecież Ty jesteś święty, Przebywasz w chwałach Izraela.

22:5 Tobie ufali ojcowie nasi, Ufali i wybawiłeś ich.

22:6 Do ciebie wołali i ratowałeś ich, Tobie zaufali i nie zawiedli się.

22:7 Ale ja jestem robakiem, nie człowiekiem, Hańbą ludzi i wzgardą pospólstwa.

22:8 Wszyscy, którzy mnie widzą, szydzą ze mnie, Wykrzywiają wargi, potrząsają głową:

22:9 Zaufał Panu, niechże go ratuje! Niech go wybawi, skoro go miłuje!…

 

Codzienna praca na rzecz społeczności to wykonanie testamentu

Czyny Jana Palacha i Piotra Szczęsnego są dramatyczne. Nie jest takie przesłanie Jezusa. Po zmartwychwstaniu ukazał się swoim wiernym jako ogrodnik. To nie jest przypadek, że to kobiecie Marii Magdalenie się ukazał. Jako ogrodnik. Też nie jako pielęgniarz na przykład, może dlatego, że wtedy jeszcze takiego zawodu nie było. Ale wydaje mi się, że ogrodnik to jest podobna metafora nieustającej troski, pielęgnacji. Pasterstwo, ogrodnictwo, pielęgniarstwo, to metafory niekoniecznie dramatyczne, wszystkie te zajęcia wymagają rozciągniętej w czasie aktywności i niełatwego życia. Systematycznego wysiłku i aktywności. Trzeba wyjść z domu, z domu niewoli i odnaleźć w tej codziennej, systematycznej drodze wolność i nieskończoność. Odnaleźć swoją pochodnię, odnaleźć swój krzak gorejący. W krzaku gorejącym można zobaczyć Boga, który odchodzi. Boga, który jest milczeniem i ciszą, który posyła wiatr, ale wiatrem nie jest.

John Henry Jowett, zmarły w 1923, modlił się tak:

„Boże Ojcze, chcemy Ci podziękować za wszystkie jasne chwile życia – naucz nas dostrzegać je, korzystać z nich i o nich pamiętać. W ten sposób nasze życie będzie pełne nieustannego dziękczynienia. Prosimy o to przez Chrystusa, naszego Pana.”

My możemy dodać: Boże dziękujemy Ci także za wszystkie ciemne strony księżyca i jasne pochodnie tych, co widzą wyraźnie i nie są obojętni.

Piotrze Szczęsny, pamiętamy i wdzięczni jesteśmy za Twoje świadectwo, jesteś dla nas przesłaniem, Twoje słowa testamentu na pewno nie zostaną zapomniane. Potwierdziłeś je całym sobą, my zwykli szarzy ludzie wpatrujemy się w Ciebie, krzak gorejący i chcemy w Tobie widzieć natchnienie do działania tu i teraz, natchnienie do przeciwdziałania złu. Dziękujemy. Choć chcielibyśmy się z Tobą spotkać, być może mijaliśmy Cię kiedyś na ulicy, na jakiejś manifestacji. Chcielibyśmy byś żył. Wybrałeś jednak inny los. Stając się przesłaniem. Krzakiem gorejącym, krzakiem spotkania, wezwaniem…. Do mozolnej i ciężkiej pracy! Pisał Norwid: „Bo piękno na to jest, by zachwycało/ Do pracy – praca, by się zmartwychwstało.” Ty odszedłeś, my zostaliśmy. Musimy codziennie ponawiać próbę pracy dla dobra danej nam społeczności.

__Jarosław Płuciennik