Od pewnego czasu zmagam się z najróżniejszymi dyskusjami politycznymi, prowadząc je z tymi, którzy deklarują przywiązanie do demokracji, obrzydzenie do rządów autokratycznych, kochają wolność i czują się obywatelami tak Rzeczpospolitej Polskiej jak i Unii Europejskiej. Absurdalne, wydawałoby się. Bo przecież ja deklaruję, kocham i czuję to samo. Okazuje się jednak, że to samo nie zawsze znaczy – tak samo. I nie byłoby w tym niczego złego, ba!!! w ścieraniu się poglądów leży w końcu siła demokracji, gdyby nie małe ale… Zaczynam bowiem zauważać nuty destrukcyjne, a co gorzej – wyraźnie rysujące się linie podziałów. Wielu podziałów. Już nie dzielimy się na dwa plemiona! Podzieliliśmy się na 100 wiosek! To, co nam zostało, to wspólne walenie w… opozycję parlamentarną. W równym niemal stopniu co w PiS, w rząd, w autorów horrendalnych ustaw!!!

Czytam wpisy, które sugerują, że opozycja w sejmie nic nie robi, że zbija bąki, że na niczym jej nie zależy, że robi rozliczne błędy, ma wpadki, za to nie ma programu a kandydatka na prezydenta jest nijaka. I zastanawiam się, wielokrotnie zadaję sobie pytanie – czemu zatem zależy wam, by wygrali, skoro takie z nich parapucie?

W jednym z komentarzy znajduję takie zdanie: Duda jest jak większość Polaków, lokalny, przaśny, niespecjalnie lotny, popełniający gafy. Żona mu dobiera krawaty, ma córkę, bo nie manie jest podejrzane ale nic ciekawego o dziecku, powiedzieć nie potrafi. No i większość, wolałaby jednak jego zaprosić na obiad, niż kontrkandydatkę, której wizerunek, onieśmiela i buduje dystans. (pisownia oryginalna)

Przeraziłam się. Bo co to oznacza? Że celujemy w Polskę przaśną, zaściankową, ograniczoną? Bo wizerunek osoby wykształconej, lotnej, z doskonałym pochodzeniem i rodzinnymi tradycjami onieśmiela? Prezydent to nie jest ktoś, kogo zaprasza się na obiad i poklepuje po plecach. Nie depczmy autorytetów, nie niszczmy naturalnych elit i nie zastępujmy ich jakimiś pseudo discopolowymi elitkami. Prezydent to właśnie ktoś, kto ma być ponad przaśność i „zwyczajnąpolakość”. Jeśli chcemy zmiany, to chyba właśnie, między innymi, dlatego?

Wielokrotnie słyszę też argument, że „nie można obrażać się na społeczeństwo, skoro dokonało wyboru”. Można. Niemcy w 1933 roku też dokonali wyboru. Nie akceptuję takich wyborów, nie usprawiedliwiam ich, a to słynne 500+ najlepiej wszak określił sam premier Morawiecki, czyż nie? To jest właśnie ta miska ryżu, dokładnie ta sama.

Kolejna sprawa to rzekomy brak programu Koalicji Obywatelskiej i jej kandydatki na prezydenta, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Kiedy mówią to zwykli ludzie na ulicy, mogę zrozumieć, ale jeśli słyszę takie zarzuty od osób świadomych rzeczy, od osób, które zjadły zęby na protestach, spotkaniach, panelach… to nie wiem, co myśleć. I żeby się czegoś nie domyśleć, po prostu przekażę garść informacji. Otóż, w programie wyborczym Koalicji Obywatelskiej znalazły się punkty dotyczące najważniejszych nurtujących społeczeństwo kwestii. Oto skrót założeń:

  • skrócenie oczekiwania do lekarzy specjalisty do maksymalnie 21 dni;
  • maksymalne odciążenie lekarzy od biurokracji;
  • przywrócenie nocnej i świątecznej opieki, co ma odciążyć SOR-y;
  • zmniejszenie umieralności na raka i czerpanie na to funduszy z UE;
  • wspieranie programu in vitro;
  • wspieranie edukacji seksualnej;
  • realizacja tzw. kompromisu aborcyjnego, ograniczenie wpływu klauzuli sumienia na los kobiety;
  • zatrzymanie wycinania lasów, używania plastiku, sprowadzania do Polski śmieci i węgla z Rosji;
  • zalegalizowanie związków partnerskich;
  • wprowadzenie systemu opieki domowej nad seniorami na przykładzie stworzonego przez prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka systemu, który funkcjonuje w jego mieście;
  • pakiet internetowy dla młodzieży, ze szczególnym uwzględnieniem obszarów wiejskich, gdzie dostęp do sieci jest utrudniony, w ramach wyrównywania szans;
  • odbudowanie roli prezydenta w sferze polityki zagranicznej oraz obronności kraju;
  • przywrócenie roli Rady Bezpieczeństwa Narodowego;
  • korzystanie z inicjatywy ustawodawczej prezydenta;
  • przestrzeganie prawa gwarantującego rozdział Kościoła od państwa.

To tylko skrót tego, co można znaleźć w sieci, w przemówieniach, wywiadach, nagraniach, dokumentach.

Na koniec chciałam tylko przypomnieć, że od frekwencji i sposobu głosowania społeczeństwa polskiego zależy nasza przyszłość. Od tego zależy, czy nastaną u nas standardy krajów niedemokratycznych, czy Łukaszenka
będzie naszym jedynym kontaktem zagranicznym i czy na wakacje zamiast do Neapolu pojedziemy sobie do Wiśniowej Góry. Zatem, nie siejmy zwątpienia, nie zniechęcajmy niezdecydowanych, nie szukajmy problemów, byśmy się zaś w większe nie wpakowali.

Pamiętajmy i o tym, że mamy naprawdę wielką szansę, by wygrać te prezydenckie wybory. Bo tu nie rządzi D’Hondt. Gdyby nie jego metoda, parlamentarne wybory bezwzględną liczbą głosów wygralibyśmy przecież, jako że ugrupowania prodemokratyczne miały tych głosów o ponad milion więcej (nie licząc Konfederacji). Pracujmy więc na frekwencję, bo jeśli wszystko utrzyma się choćby na poziomie z października, uda się nam wyrwać z matni. Pod jednym wszakże warunkiem – warunkiem prawdziwej, opozycyjnej jedności, parlamentarnej z poza parlamentarną, wzajemnie i na odwrót.

_Dorota Ceran
[ ceranpress.blogspot.com ]

 

https://kidawa-blonska.pl/images/Twoja-Polska-Program-Koalicji-Obywatelskiej.pdf