___
EK

 

Zimną i deszczową sobotę spędziliśmy w ościennych miejscowościach: Aleksandrowie Łódzkim i Zgierzu.

Tym razem to parasole stanowiły nasz podstawowy budzikowy gadżet, bo nie chcieliśmy dopuścić do zamoknięcia konstytucji czy list podpisów pod projektem ustawy „Ratujmy kobiety”.

Nasza wiara w to, że mimo niesprzyjającej pogody targowiska będą pełne ludzi okazała się słuszna. W obu miastach udało się nam zebrać około 130 podpisów, ale bilans wyjazdu będzie zdecydowanie korzystniejszy, bo napotkany przez nas w Aleksandrowie lekarz ginekolog zobowiązał się do zbierania podpisów, twierdząc, że przyjdzie mu to z łatwością.

Desperacja niektórych osób, by wesprzeć projekt ustawy była wielka. Jedna z pań, która wyskoczyła po zakupy bez dokumentów i telefonu, upewniwszy się, że zdąży wrócić, pobiegła do domu i przyniosła dowód osobisty. Inna zostawiła nam swój numer telefonu, żebyśmy zadzwonili i dopisali brakujące cyfry numeru PESEL, których nie była w stanie sobie przypomnieć.

Nie zbrakło też elementów humorystycznych. Jeden ze sprzedawców na propozycję złożenia podpisu wycedził przez zęby, że co najwyżej może nam przyłożyć. Pan wyróżniał się nie tylko chamstwem, ale i niezwykłą tuszą, która mocno utrudniała mu siedzenie na małym stołeczku oraz niepohamowanym łakomstwem połączonym z upodobaniem do śmiecenia. Przez cały czas naszej obecności na targu dłubał pestki słonecznika, wyrzucając łupiny na chodnik obok siebie. Wyglądał trochę tak jakby siedział na wysypisku śmieci a jego poirytowanie naszą obecnością rosło wprost proporcjonalnie do ilości wyrzuconych przez niego łupin a zebranych w tym czasie przez nas podpisów. W chwili gdy zaczął wraz z kumplem głośno zastanawiać się nad rodzajem broni, jaką mógłby wykorzystać przeciwko nam, postanowiliśmy ewakuować się do Zgierza.

 

W drodze czekała na nas miła niespodzianka. Zatrzymaliśmy się w restauracji, aby się napić kawy. Niestety okazało się, że nie jest to możliwe, bo trwają przygotowania do wesela. Gdy jednak poprosiliśmy panią o podpis pod projektem ustawy, okazało się, że dla osób działających w tak słusznej sprawie, kawę jednak da się przygotować.

A w Zgierzu czekały już na nas trzy kochane dziewczyny, mama i jej dwie córki. Jedna z nich, Asia, tak opisała naszą akcję:

Zgierz przywitał nas dzisiaj deszczem. Jednak nasza szóstka szybko zawojowała zgierski targ. Trudny i odporny to elektorat, ale tym bardziej było warto. Wymiana zdań, gorące dyskusje a efektem kilkadziesiąt podpisów pod projektem Ratujmy kobiety. Brawo my.

Warto budzić ludzi!!